sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział III + małe przeprosiny.

Witam was serdecznie po bardzo długiej, bo trwającej niemal rok przerwie. Wiele się w moim życiu zmieniło, ale to nie blog o moim życiorysie tylko o przygodach Oyany :) Przepraszam za tak długą nieobecność, ale w ramach rekompensaty daję nowy rozdział, całkiem świeży i pisany nieco inną ręką - po roku nawet i umiejętności pisania u człowieka ulegają zmianie ;)

Mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu.


Rozdział III

Oyana oczekiwała za drzwiami gabinetu Lidera na swojego nowego współlokatora, słyszała cichą rozmowę, a raczej bełkot który przedostawał się przez grube kamienne ściany. Wodzona wrodzoną ciekawością postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej o ludziach z którymi miała zacząć współpracę, wychowana przez ulicę, chciwość i fałsz zawsze starała myśleć się racjonalnie i sprytnie zachowując przy tym instynkt przetrwania. Czasami jako porzucone dziecko wśród kurzu i brudu czuła się jak zwierzyna... za nic nie chce tam wracać. Musi tutaj zostać, a oni nie mogą wiedzieć o niej za dużo.

Przyłożyła policzek do zimnej kamiennej ściany, była bardzo niewygodna i chropowata, a jej temperatura nieprzyjemnie szczypała w policzek, mimo wszystko rozmowa nadal brzmiała jak bełkot, a raczej setki bełkotów. Domyśliła się, że gabinet Lidera jest pod wpływem chakry, tak aby nikt nie mógł podsłuchać odbywających się w środku rozmów. Na szczęście w życiu radziła już sobie z gorszymi rzeczami. Przymknęła oczy i rozpoczęła bardzo cicho pieśń...
- W każdym oddechu, rozbrzmiewa mała nuta
Póki głos pędzie rozbrzmiewał,
Póki melodii rozpoznajesz smak
Twoja moc wciąż i zawsze będzie trwać.
- To początek, który zawsze musiała powtarzać, inaczej pieśń nie zadziała, tego nauczyła ją tamta kobieta, bardzo stara i mocno nadgryziona zębem czasu.
-To co nieprzeniknione, ustąpi wraz
Chcę usłyszeć wszystko na czas… - Pamięta jak uczyła ją dobierać rym w taki sposób, by pieśń układała się we zwrotki, pamiętała również jej nieświeży oddech i zapach zgnilizny w jej piwnicy, pamięta to jakby było zaledwie wczoraj, a przecież to już kilka lat odkąd tamta stara kobieta po prostu zniknęła zabierając większość tajemnicy ze sobą…
Po zakończeniu zaklęcia, bo tak nazywała to tamta kobieta, skały ustąpiły a raczej, chakra która opatulała kamienne ściany została nieco naruszona a wszystko wokół stało się niezwykle akustyczne. Oyana wyostrzyła swój zmysł słuchu i dotarły do niej pierwsze zdania rozmowy, jakby wszystko działo się tuż obok niej.
- Coś się stało podczas tej misji? - bezbłędnie rozpoznała głos Paina, od dziecka potrafiła błyskawicznie przypisywać głos do odpowiedniego człowieka, oczywiście o ile go kiedykolwiek słyszała.
- Kabuto nas zaatakował… - Wyczuła w głosie chłopaka wyostrzoną nutę, która wskazywała na to, że nadal jest zły, nie wiedziała tylko czy z powodu odniesionej wtedy rany, czy z samego faktu starcia z nim.
- I nic szczególnego? – Coś podejrzewa, wiedziała to – on naprawdę musiał coś o niej wiedzieć, czego nie powinien.
- Yyy… - zawahał się. Błagam nie mów mu, wrzeszczały myśli Oyany, tego przecież nikt nie może wiedzieć, to nie było nic wrodzonego a nauczonego, więc Lider nie miał prawa wiedzieć o jej czarach i lepiej aby tak pozostało. Nie mogła pozwolić aby się wygadał, zaczęła działać.
- Mglisty wietrze mój, całun opuść swój
Proszę zdąż na czas, odbierz słowa mu.

SASUKE 

Czuł się nieswojo pod bacznym okiem Paina, nie znosił kiedy go tak przepytywał, jednak nie mógł na to nic poradzić, jeśli chce przetrwać i doprowadzić wszystko do końca musi współpracować, wiedział to. Spojrzał raz jeszcze w głąb oczu Paina, czuł że jeśli dłużej będzie się wahał domyśli się, że coś ukrywa, jednak czy powinien mu powiedzieć? Ta dziewczyna tylko odśpiewała kilka linijek jakiejś bezsensownej pioseneczki pewnie tym samym wodząc jego czujność na manowce i nie poczuł kiedy użyła chakry, tyle. Jednak podświadomie czuł, że wcale tak nie było i wszystko próbuje sobie tylko racjonalnie wytłumaczyć. Postanowił zostawić tę informację dla siebie, może kiedyś być przydatna. 

- Nie, Liderze. Odniosłem tylko nieznaczną ranę, ale to wszystko – powiedział, a raczej wydało mu się, że powiedział, ponieważ nie usłyszał swojego własnego głosu. Czuł, że całe zdanie ugrzęzło mu gdzieś głęboko w gardle i nie jest w stanie go wypowiedzieć. Nie mógł powiedzieć absolutnie nic, chociaż wysyłał sygnały do mięśni twarzy te pozostały nie wzruszone, podobnie jak struny głosowe. Co jest do cholery?!
Wściekł się. Nagle poczuł mrowienie na ustach, teraz czuł, że może mówić … co to do cholery było?Jego sumienie, może podświadomość?
- Sasuke? Słyszysz mnie? - Pain dociekliwie dążył do odpowiedzi, dokładnie tak jakby spodziewał się czegoś nadzwyczajnego – oto kolejny powód dla którego sekret Oyany powinien zachować dla siebie, nie dla jej dobra, czuł w tym własne korzyści a lubił mieć stabilny grunt pod nogami.
- No? – ponaglał rudzielec.
- Nie liderze, - uspokoił się, gdy usłyszał sam swój głos, dla pewności jeszcze obserwował zachowanie Lidera, czy aby na pewno jego głos powrócił, ostatecznie po niezadowolonej minie Paina stwierdził, że już jest ok. - odniosłem tylko lekkie rany podczas walki, możemy być pewni, że Kabuto przekaże Orochimaru, że dziewczyna udała się ze mną. W dodatku wykazała się niezwykłym zmysłem taktycznym podczas walki.

OYANA 

Nadal niepewna poluzowała trochę całun pozbawiający Sasuke mowy, odetchnęła z ulgą kiedy usłyszała przeczące słowa chłopaka, miała tylko nadzieje, że się nie domyślił iż maczała w tym palce. Czuła jak walczył, jak chciał coś powiedzieć, czułą jak słowa próbowały się przedostać przez jej gardło jakby miała krzyknąć, czuła mrowienie na twarzy kiedy zmuszał swoje mięśnie do ruchu i czułą ten nieprzyjemny dreszcz przez cały czas trwania zaklęcia. Mimo wszystko wciąż trzymała Sasuke w swoich wodzach, nie mogła pozwolić by wypowiedział o kilka słów za dużo. Wyostrzenie zmysłów kosztowało ją dużo sił, ale za każdym razem starczało jej ich na więcej czasu. Dalej kontynuowała podsłuchiwanie. 

- To mnie nie dziwi, jest jeszcze nastolatką a już wiele przeżyła, powiedz mi ile znasz dzieci które przeżywają dzisiaj na ulicy? Trzeba zabijać by żyć, trzeba budzić litość i jednocześnie respekt, ulica to nie domek biednych dzieci … to walka o przetrwanie, starzy i młodzi zawsze tworzą zgrupowania i dzięki temu przeżywają, a ona dała sobie radę w pojedynkę.
Słuchała w milczeniu jak Lider opowiada o jej życiu jakby co najmniej przez cały ten czas obserwował go z boku. Dziwne uczucie w żołądku obudziło się w niej, gdy zrozumiała, że przeraża ją wiedza Paina, nie powinien o niej tyle wiedzieć, na ulicy spędziła kilkanaście lat i prawie cały czas była sama – nikt nie mógł mu o niczym powiedzieć. Kim on jest? Zadawała sobie pytanie, na które odpowiedź miała nadzieje znaleźć już wkrótce.
- Dlaczego nikt jej nie szukał? - spytał Sasuke.
- Nikt nie wiedział, że przeżyła tamten dzień... Było przecież o nim głośno, wszystko wskazywało na to, że ofiar było wiele, jednak nie byli w stanie doliczyć się małego dziecka o którym przecież nikt nie wiedział.
Usłyszała już tylko pomruk zrozumienia ze strony Sasuke i przyzwolenie na opuszczenie gabinetu. Bardziej zmęczona niż po podróży postanowiła zdjąć zaklęcie,
- Wietrze całun zdejmij, i w te pędy wiej mi,
Ponad wszystkie lasy i przez wszystkie czasy.
Po chwili w korytarzu pojawił się chłopak, przyglądając jej się dziwnie podejrzanie raczej nieświadomie dotknął swoich ust. Musiał czuć, że zdjęła z niego zaklęcie mrowienie i ledwie dostrzegalny chłód właśnie powoli opuszczał jego wargi i twarz. Posłał jej pytające spojrzenie na które nie zareagowała, domyślił by się, że wie o co chodzi a resztę dopowiedział by sobie sam, a na to pozwolić sobie nie mogła. 

Zaraz za nim pojawił się Lider obdarzając ich oboje surowym wzrokiem nakazał udać się do pokoju, jak też uczynili. Po serii skrętnych korytarzy i drzwi Oyana trafiła do małego korytarzyka w którym znajdowała się największa ilość drzwi, Sasuke otworzył te najdalej nich po prawej i zniknął za nimi. Podeszła nieco bliżej pozostając nadal nieufna, zza framugi dostrzegła niewielki pokój przypominający wyglądem nieco izolatkę, jedno łóżko, jedna szafa i drzwi. Nie było żadnego biurka ani krzeseł jakie zawsze dostrzegała przez okna nawet najmniejszych domów. 

-Tutaj będziesz spała – spojrzała na chłopaka, który wskazywał palcem na łóżko, było niewielkie, ledwie mieściła się na nim jedna osoba, dla jej walorów było idealne, ale przecież Sasuke był rosłym mężczyzną, nie mogło mu tutaj być wygodnie. - Tam masz się myć. - jego dłoń uniosła się nieco tak, że wskazywała teraz na białe, nieco zniszczone drzwi ze złotą obrotową klamką.
Dziewczynie nie umknął rozkazujący ton Sasuke i postanowiła nie puszczać mu tego płazem.
- Co to znaczy masz się myć? - Urzekła go groźniejszym spojrzeniem, które ewidentnie na niego nie zadziałało. - Będę się myła kiedy będę chciała i jak będę chciała, to że dzielisz ze mną pokój, nie znaczy że będę się dostosowywała do Twoich rozkazów.
- Po pierwsze, to nie ja dzielę pokój z tobą, ale ty ze mną – jego ton pozostał dziwnie spokojny, co wydało jej się odrobinę niepasujące do takiej rozmowy – po drugie, to że obiecałem cię nie skrzywdzić podczas podróży nie ma teraz najmniejszego znaczenia, więc nie denerwuj mnie jeśli chcesz stąd codziennie rano wychodzić w takim stanie w jakim przyszłaś. - przybrał nieco groźby to tego zdania, taż że zabrzmiało ostrzegająco, wiedziała, że ma rację, obiecał że nic jej nie zrobi w zamian za to, że ona obieca nie uciec przez całą podróż, oboje dotrzymali słowa, obietnica jest już nieważna, a Oyana nie miała z nim żadnej szansy podczas walki. - po trzecie, jesteś z ulicy, nie miałaś obowiązku mycia się, teraz go masz, śpisz ze mną w jednym pokoju więc masz nie cuchnąć na kilometr, bo inaczej będziesz spała na korytarzu, rozumiesz?
- Mylnie oceniasz ludzi ulicy, Sasuke. - Specjalnie użyła jego imienia, by pokazać tym samym że mimo wychowania bez dachu nad głową potrafi szanować zdanie innych, nie jest jakimś zbitym psem! - Spuściła nieco z tonu, wzięła dwa głębsze oddechy by przywrócić racjonalnie myślenie i nie dać się ponieść emocjom. - A ty gdzie będziesz spał?
- Nie twoja sprawa. Idź się umyj i odpocznij, jutro z rana zabieram cię na trening. Pain oczywiście obiecał wyszkolić cię na zabójcę godnego rangi S, ale nie zamierza przy tym kiwnąć nawet palcem.
- Dobrze. - jakoś obeszło to wszystko dziewczynę, poczuła się naprawdę zmęczona więc postanowiła posłuchać rady, by nie nazwać tego poleceniem i udała się do łazienki.

sobota, 12 października 2013

Rozdział II

Oyana podbiegła do swojego towarzysza by obejrzeć paskudnie zapowiadającą się ranę, nie myliła się, to co zobaczyła całkowicie pasowało do nieprzyjemnych domysłów. Szeroka i długa rozszarpana rana, z której ciurkiem uciekała krew.
- Zostaw mnie, poradzę sobie. – Sasuke wyrwał ramię spod bacznego wzroku towarzyszki.
- Posłuchaj no, panie gburowaty – chłopak uniósł zaciekawiony jedną brew.
- Panie gburowaty? Wiesz przecież jak mam na imię, choć nie miałaś się tego dowiedzieć. Niech krew zaleje tego przeklętego Kabuto… wyrwał bym mu oczy razem z tymi jego brylami, wpakował je do gardła i stojąc obok obserwował jak dusi się przez wielkie szkła – dziewczyna wiele wysiłku musiała włożyć by się nie roześmiać, nie często słyszała tak zabawne groźby jak ta.
- Usłyszałam od jakiegoś małego idioty, jak rzekomo masz na imię, ale nie przedstawiłeś się mnie, więc nie będę ci mówić po imieniu, dopóki tego nie zrobisz.
- Pfff… niedoczekanie. – zakpił, a ona w ukryciu wykrzywiła usta w półuśmiechu. Jak wolisz, Panie Gburowaty, jak wolisz – pomyślała.
- Tak właśnie myślałam – uśmiechnęła się, tym razem otwarcie– a więc teraz mnie posłuchaj Panie Gburowaty i skończ mi przerywać. Ten kunai miał trafić we mnie, dotarło? Więc jestem odpowiedzialna za tą ranę, a teraz daj mi to ramię i przestań się zgrywać.
- Nie musiałbym cię osłaniać, gdyby nie… - ugryzł się w język.
- Gdyby nie co? – odparła oburzona.
- To nie twój zasrany interes! – wykrzyknął, był piekielnie wściekły. Dziewczyna powstrzymała wybuch emocji, zamknęła spokojnie oczy, wzięła głębszy oddech i wymierzyła w policzek swojego towarzysza siarczyste uderzenie.
- Grr.. – zawarczał jak pies – masz szczęście, że chroni cie rozkaz, gdyby nie ten zasrany immunitet, rozszarpałbym cię jak psa! – złość wręcz się z niego wylewała, co wystawiło Oyanę na kolejną próbę cierpliwości. Na szczęście jej siła woli wygrała tą ciężką bitwę. Wbiła swój skupiony wzrok i postanowiła zmierzyć się z burzowym oceanem jego spojrzenia, wiedziała, że gdy utonie jego złość uleci i pozwoli choć przez chwilę na coś na co niekoniecznie ma ochotę.
Mijały sekundy, między ich skrzyżowanymi spojrzeniami można było dostrzec iskierki. Cisza która ich ogarnęła odmalowała się na ich twarzach, wyrazy konsternacji u obu zmusiła ich do głębszych przemyśleń. Sasuke niechętnie musiał przyznać, że w tej dziewczynie coś jest... w jej spojrzeniu, głosie, a nawet tym jak marszczy brwi... jest idealnym przywódcą i cała ta dziwna energia jaka z niej promienieje, wręcz zmusza do wykonania rozkazu. Poddał się, z wściekłością oddał jej swoje ramie. Ku jego zdziwieniu nie siędnęła do torby po bandaże ani również nie użyła chakry. Przyłożyła lekko dłonie do głębokiego zacięcia, zamknęła oczy i zaczęła śpiewać. Jej głos był taki delikatny, nie pasował do jej władczej natury, którą przed chwilą odkrył chłopak. Nie miał zielonego pojęcia co robi Oyana i wręcz wydawało mu się to głupie, ale to co robił z nim jej głos zaskoczyło go najbardziej.
- W każdym oddechu, rozbrzmiewa mała nuta
Póki głos będzie rozbrzmiewał,
Póki melodii rozpoznajesz smak
Twoja moc wciąż i zawsze będzie trwać.
Rozbrzmał śpiew Oyany. Sasuke poczuł jak rozluźniają się jego mięśnie, wiatr, którego przedtem nie było poruszył jego włosy, które lekko muskały go po policzkach… a jej unosiły się wysoko w górze i falowały na wietrze, ptaki zaczęły wtórować do jej śpiewu.
  • Tama ludzkich krzywd, niechaj zniknie,
    Niech zabierze z sobą masę ludzkiej krwi – w tym momencie krew z ręki chłopaka, przestała się sączyć, a ta, która zdążyła już wypłynąć uniosła się do góry i uciekła gdzieś z wiatrem zostawiając tylko oczyszczoną, paskudną ranę.
    – natury zwykły bieg, przyspieszy wnet
    śpiew niech jej wtóruje z mocą mą. – zakończyła przyśpiewkę otwierając powolnie oczy.
- Jak- jak ty to? – spytał zaskoczony Sasuke. Dziewczyna zaśmiała się z ostatnią nutą jej melodyjnego tonu, jej policzki nieco się zarumieniły. Jej śliczny uśmiech pozostanie w jego pamięci już chyba na zawsze, czegoś takiego jeszcze nie widział, otłumaniony resztką mocy swojej towarzyszki nie był w stanie przez kilka sekund po tym zdarzeniu myśleć trzeźwo.
  • Bez zbędnych pytań. – odpowiedziała mu, uraczając go tym samym, kolejnym a zarazem jednym z najpiękniejszych uśmiechów jakie kiedykolwiek widział na oczy. Ksou, pomyślał, niech cię szlag trafi, przeklęta kobieto… będziesz moją zgubą.
    I mimo tego, że bardzo nie chciał, musiał przyznać, że jest niezwykle atrakcyjną kobietą i powoli oddaje się jej urokowi.


***
Na drugi dzień dotarli do miejsca jak go nazwał Sasuke „wyznaczonego w umowie”. Przed oczami Oyany pojawiła się wielka piaskowa skała i nie rozumiała, co w tym miejscu jest takiego niezwykłego, że nie mogła się o nim dowiedzieć wcześniej.
- Wielka skała, super…i co w niej takiego szczególnego? – zakpiła z Sasuke, który nic sobie nie zrobił z jej prześmiewek. Chłopak spokojnie podszedł do „wielkiej skały” przyłożył dłoń, wyszeptał kilka słów i nagle pojawiło się w niej niewielkie przejście.
- Proszę – Sasukę stanął obok wejścia – niedowierzające gburowate księżniczki przodem – wykonał ruch zapraszający do środka.
Dziewczyna obdarzyła go oburzonym spojrzeniem i ruszyła w stronę drzwi.
- Wal się – odwarknęła i zniknęła w skale.
Okazało się, że za wejściem znajduje się długi korytarz prowadzący na wprost, który po paru metrach się rozgałęzia na trzy inne drogi. Oyana stanęła pośrodku nich, oczekując swojego towarzysza.
- Ciebie interesuje ta droga na wprost, księżniczko – powiedział Sasuke.
- Nie nazywaj mnie tak! – krzyknęła zirytowana.
- Wiesz… mógłbym, ale przypomniałem sobie, że ty również się mi nie przedstawiłaś.
Minął ją i jej zaskoczoną minę, i ruszył przed siebie korytarzem prowadzącym na wprost. Dziewczynie zaczęła drgać brew z irytacji, ale zacisnęła zęby i wyruszyła za Sasuke.
Jej towarzysz czekał na nią, tuż pod ciemnobrązowymi drzwiami. Oyana dotknęła lekko metalowej, posrebrzanej klamki i wysłała pytające spojrzenie w stronę chłopaka, ten uśmiechnął się tylko, tak mocno, że aż policzki zakryły mu oczy i kiwnął twierdząco głową. Dziewczyna nacisnęła klamkę i zdecydowanym ruchem otworzyła drzwi. Nagle w jej stronę poleciała książka, która z impetem uderzyła w ścianę tuż obok niej.
Naprzeciwko Oyany stał mężczyzna obrócony do niej plecami, w długim czarnym płaszczu z czerwonymi chmurkami otoczonymi białą obwódką.
- Ile razy mam do cholery jasnej mówić, że w drzwi się kurwa puka! – rozbrzmiał wzburzony krzyk. Dziewczyna usłyszała śmiech swojego towarzysza, podniosła leżącą obok niej książkę i cisnęła nią w głowę ciemnowłosego. Jego śmiech szybko ucichł, a na twarz rozlała się irytacja.
- O Oyana, wybacz mój wybuch, - dziewczyna spojrzała na swojego mówcę, był nim rudowłosy mężczyzna, z kilkunastoma kolczykami na twarzy, jego oczy były szare, przynajmniej tyle dostrzegła w świetle małej świeczki. – ale widzę, że Sasuke nie raczył poinformować cię o panujących tutaj zasadach, bardzo dobrze, że ta książka w końcu trafiła w łeb odpowiedzialnej za to osoby. – dziewczyna uważnie przyglądała się mówcy – Jestem Pain, ale wszyscy zwracają się do mnie Lider i od ciebie również tego wymagam, jesteśmy organizacją, która nazywa się Akatsuki, mówi ci coś ta nazwa?
- Hai, - dziewczyna nie kryła zniesmaczenia – bezlitośni zabójcy, rządni władzy nad światem, czy nie mam racji?
- Oj, przesadzasz… - Lider podszedł do półki z książkami, która znajdywała się po prawej stronie, przyglądał się z konsternacją książkom – mówią tak o nas ci, którzy się po prostu nas boją, my nie jesteśmy bezlitosnymi stworzeniami, po prostu bardzo konsekwentnie trzymamy się zasad i reguł panujących w naszych skromnych progach, a co do władzy nad światem… czy coś w tym złego, że chce naprawić tych wszystkich idiotów mordujących niewinne kobiety, zostawiając osierocone dzieci, które muszą się tułać latami po ulicach… Coś o tym wiesz, prawda? – krew Oyany zaczęła wrzeć z gniewu, Pain uderzył w jej najczulszy punkt.
- Czego ode mnie chcesz? – z jej głosu wyciekał jad.
- Nie denerwuj się, posłuchaj mojej oferty… masz pewną moc, która jest ukryta w głębi ciebie, nie bądź zaskoczona – dodał zauważywszy jej zdziwioną minę – nie miałaś o niej pojęcia, uaktywniła się, gdy byłaś bardzo małą dziewczynką, jednak nikt nie mógł cię później odnaleźć, bo jako dziecko ulicy nauczyłaś się perfekcyjnie chować, wracając, wiem, że nie masz gdzie żyć, udostępnię ci jeden z pokoi tutaj, zapewnię wyszkolenie godne zabójcy rangi S i spokojne życie, w zamian za to, będziesz wykonywać drobne misję i użyczysz mi swej mocy, by móc pomścić twoich rodziców i rodziców wielu innych sierot, co ty na to?
Dziewczyna w ciszy analizowała ponownie słowa Lidera i z niechęcią przyznawała mu rację. Trzeba się pozbyć tego szkodnictwa z ziemi… do tego będzie miała gdzie żyć, skończy się tułaczka na ulicach.
- Dobrze, zgadzam się.
W oczach rozmówcy dostrzegła błysk satysfakcji.
- Świetnie! – Chwycił książkę z półki i rzucił ją na biurko. Zasiadł za nim i wbił wzrok w Oyanę i Sasuke. – Chłopcze, od dzisiaj masz współlokatorkę.
-Nani?! – (tłmu. Co?!) rozległ się krzyk obu – chyba sobie żartujesz! – dodał Sasuke.
- Nie, mówię całkowicie poważnie. – Żyłka na czole ciemnowłosego prawie pękła, Oyana słuchała reszty w ciszy, miała gdzie spać, nie obchodziło ją z kim będzie dzieliła cztery ściany.
- Czy to już wszystko Liderze? – spytał się, ledwo panując nad gniewem. Zacisnął pięść.
- Nie, ty zostań, a Oyana jest wolna, możesz odejść. – ostatnie słowa skierował wprost do dziewczyny, wyszła więc z gabinetu i czekała cierpliwie na korytarzu.

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział I




Ciało ciemnowłosej i nieznanej chłopakowi dziewczyny bezwładnie spoczywało na jego barkach. Śpi już prawie ponad dobę, a przed nimi jeszcze kawał drogi. Spojrzał przed siebie na nieprzemierzone pustkowia. Ani żywej duszy.
- Czas na odpoczynek. – Szepnął cicho i ułożył delikatnie jej ciało obok siebie. Słyszał jak ciężko oddycha, widział jak wiele wysiłku kosztuje ją uniesienie klatki piersiowej, by przyjąć do płuc chociaż odrobinę powietrza. Jej usta lekko drżały.
Rozpalił ognisko i przyjrzał się swojej towarzyszce. Jej twarz przybrała błogiego wyrazu. Z wielu ran nadal jeszcze sączyła się krew. Był świadom ryzyka jakie podejmuje, zatrzymując się już tutaj, jednak został zobowiązany udzielić jej pomocy. Rozkaz był jasny – dostarcz ją żywą. I pewnie, gdyby nie to patrzył by teraz spokojnie jak zionie ducha. Spojrzał w stronę, z której przybyli, po czym rzucił okiem na Oyanę. Opatrzył wierzchnie obrażenia, a na te głębsze użył troszkę chakry by ciało regenerowało się szybciej. Zmył z niej krew korzystając z wody pitnej, którą miał przy sobie. Surowym okiem ocenił swoje postępy, dziewczyna wyglądała znacznie lepiej, lecz nadal pozostała w głębokim śnie. Budź się szybciej, nie będę cię wiecznie wlókł – przeklął jej nieprzytomność, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że z tymi ranami jej sen może potrwać jeszcze sporo czasu.
Po prawie 48-godzinach bez snu, czuł się strasznie ociężały i bardzo zmęczony, wiele godzin na nogach, dziesiątki przemierzonych kilometrów i to jeszcze z bagażem, spojrzał wymownie na ciało dziewczyny. Tak, jest bardzo młoda, dokładnie jak powiedział mu jego przełożony, nikt mu niestety nie powiedział, że nieprzytomna będzie aż tak ciężka!
 Obserwując spokojnie ognisko bardzo powoli zamknął senne powieki i zasnął.
Gdy się przebudził była już noc, poczuł nieprzyjemne ziarenka piasku, które zgrzytliwie przesuwały się po jego zębach. Uniósł się leniwie na jednej ręce i splunął w ziemie, zatrzymując w ustach przekleństwa. Otworzył leniwie powieki, minęło kilka sekund nim oczy dostarczyły impuls do mózgu.
- Ohayo. – wpierw dotarł do niego kobiecy głos, był żywszy niż słyszał go ostatnim razem. Zza wysokich płomieni nie widział jej dokładnie, ale wydawała się być smutna, jakby pogrążona w głębokiej nostalgii.. Nie mógł przecież wiedzieć, że toczy ze sobą wewnętrzną walkę, czy powinna uciec… bardzo chciała to uczynić, lecz nie mogła, zobowiązała się do tego, jest dumną kobietą, nie da zbezcześcić swojego honoru.
Chłopak podniósł się do siadu, by znad płomieni lepiej przyjrzeć się dziewczynie. Wyglądała ku jego zaskoczeniu całkiem zdrowo, a przecież nie tego się spodziewał… powinna nadal umierać na ziemi, gryząc piach tak jak on!
- Możesz spać dalej, dopilnuje ognia. – powiedziała surowo. Zero uprzejmości, zero wrogości – zachowała całkowitą neutralność, co nawet mu się spodobało.
- Uhm … - jego odpowiedź była tylko leniwym pomrukiem, który Oyana usłyszała pomiędzy trzaskaniem płomieni. Wpatrzona w ogień próbowała wykorzystać jak najwięcej ciepła z ogniska, które przyjemnie lizało jej policzki.
Chłopak wstał i przeciągnął się szeroko rozpościerając ramiona, to była jedyna chwila w której Oyana mogła przyjrzeć się swojemu towarzyszowi. Był całkiem postawny, odsłonięta klatka piersiowa całkiem pasowała do przystojnej twarzy. Nie pozwoliła sobie, aby przyłapano ją na szczegółowych oględzinach, więc szybko uciekła wzrokiem w hipnotyzujące płomienie.
Mężczyzna wziął w garść sporą ilość piasku i leniwie rozsypał go na ogień, który szybko zgasł. Oyanę przeszył dreszcz, gdy tylko dosięgnął jej chłód nocy. Jakby nie patrzeć, była ubrana tylko w jakąś podziurawioną szmatę. Przyłapała ciemnowłosego na przyglądaniu się jej, gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, otuliła się ramionami na co on chytro się uśmiechnął, wiedział, że marznie choć nic z tym nie zrobi… uciekła przed jego wzrokiem i naburmuszona jego ignorancją i chamstwem, spytała:
- Dokąd się wybieramy?
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. –Zauważył, że dziewczynie nie spodobały się jego słowa, jednak nic nie powiedziała, tylko wstała i zabrała plecak, który leżał obok niego.
- Mogę się chociaż dowiedzieć, jak masz na imię? – nutka nadziei w jej tonie bardzo go rozbawiła… Oj Oyana, jeszcze wiele się musisz nauczyć, bardzo wiele. Uśmiechnął się i spojrzał głęboko w jej oczy przeszywając jej serce na wskroś, wydawało mu się, że przez ułamek sekundy mógłby czytać z niej jak z otwartej książki… Oyana otworzyła lekko usta ze zdziwienia, pierwszy raz w życiu zadziałał tak na nią mężczyzna.
- Bez zbędnych pytań, taka była umowa, na którą się zgodziłaś, mylę się? – odpowiedział, a jego twarz została bez wyrazu, dziewczynę lekko to przeraziło i zdenerwowało… mężczyzna dostrzegł w jej oczach płomienie, które chciały go dorwać i spalić żywcem… kolejna rzecz, która go rozbawiła, lecz tym razem postanowił to zachować dla siebie.
***
Przez kolejne kilka godzin Oyana nie odezwała się słowem do swojego towarzysza, nie miała ochoty rozmawiać z tak nadętym gburem z jakim przyszło jej przebywać, bądź co bądź miała u niego dług… prawdopodobnie uratował jej życie. I właśnie to najbardziej jej przeszkadzało… jaki ma w tym cel? Co z nią będzie?
Nastał już ranek, a ona i osoba której nie znała przemierzali właśnie jakieś leśne tereny,  bardzo się tutaj podobało. Jest tak świeżo i przyjemnie, las zawsze był dla niej domem, skupiskiem bogactw i spokoju.
Usłyszała jakiś szmer w krzakach po lewej stronie, nie był to ptak, lis ani żadne inne zwierzę, rozpoznałaby je. Przystanęła na chwilę by wsłuchać się bardziej, po kilku krokach chłopak uczynił to samo.
- Co ty robisz? – spytał z wyrzutem – Jeśli chcesz iść w krzaki to ja nie będę długo czek…
- Ciii –przerwała mu, przykładając wskazujący palec do ust i rzuciła znaczące spojrzenie na miejsce, z którego słyszała szmer.
Chłopak chwycił rękojeść katany, której wcześniej nie zauważyła i kiwnął twierdząco głową.
- Wyłaź stamtąd! – rozległ się jego krzyk, na który odpowiedziały tylko ptaki.
Po chwili, która trwała tylko kilka uderzeń serc, drogę zastąpił im dość niski mężczyzna, o szarych spiętych włosach i według Oyany śmiesznych okrągłych okularach.
- Sasuke, nie ładnie tak wystawiać do wiatru własnego mistrza. – rzucił w stronę jej towarzysza chytry uśmieszek. Oyana rozpoznała ten głos, słyszała go kilka razy, gdy była więziona.
- Już nie jest moim mistrzem i dobrze o tym wiesz, Kabuto. –zagrzmiał jak burza – a teraz jeśli chcesz przeżyć, zejdź mi z drogi!
-Hahaha, - poprawił swoje okulary- Sasuke, powinieneś wiedzieć, że ja nic od ciebie nie chce, jesteś wolny… ale jej – wskazał palcem na dziewczynę – nigdzie nie puszczę.
Oyana zmierzyła Kabuto i złożyła ręce na piersi.
- Ona jest moja. – głos Sasuke, aż ociekał jadem.
- Hola, hola, panowie – odezwała się, mierząc oboje spojrzeniem – chyba sama wiem, do kogo należę, a wierzcie mi, że do nikogo… przykro mi, panie nadęty gbur – spod wachlarza rzęs obdarzyła spojrzeniem swojego towarzysza i wysłała mu ledwie dostrzegalny uśmieszek. Skinął lekko głową.
- Nadęty gbur? – spytał Kabuto. – Sasuke jest wiele określeń na twoją egzystencję z przerośniętym ego, ale tego nie słyszałem, muszę to gdzieś zapisać. – zaśmiał się ohydnie, Oyanę przeszły ciarki i  zrobiło jej się niedobrze.
- No i odezwała się istota, która sądzi, że swoją głupotę ukryje pod wielkimi brylami – zaśmiała się – matka naprawdę musi cię nie kochać, skoro sprawiła ci takie okulary…
Kabuto poczerwieniał ze złości.
- Słuchaj dziewczynko – mówiąc to podszedł do niej na odległość ramienia – mojej mamy w to nie mieszaj, ja swoją przynajmniej znałem – spojrzał w oczy Oyany, tak, trafił w jej czuły punkt… w jej oczach zapaliły się płomienie. Dziewczyna pohamowała łzy wściekłości, które bardzo usilnie próbowały wydostać się na wolność i skompromitować ją przed wszystkimi. Gdy dostrzegła błysk satysfakcji w czarnych oczach swojego przeciwnika, gniew z niej uleciał.
- Skończ to – szepnęła cicho i spojrzała w ziemię, przerywając tym samym kontakt wzrokowy i odsuwając się kilka kroków w tył.
Kabuto nie rozumiał, tak łatwo uraził kobietę, której tak bardzo pożąda Orochimaru? To śmieszne…
Nagle poczuł jak do jego szyi przylega ostrze kunaia i otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Oyana uniosła głowę do góry i tym razem to w jej niebiesko zielonych oczach malował się triumf. Ksou, szczwana bestia, pomyślał wpatrując się w przebiegły uśmieszek kobiety, sprowokować i dać się złapać… nie doceniłem jej.
Oyana była z siebie dumna i poniekąd też ze swojego towarzysza, który zrozumiał jej intrygę. Radość ją wręcz rozpierała, do czasu aż na ustach Kabuto nie pojawił się promienny uśmiech.
- Przechytrzyłaś mnie… moje gratulacje. Szkoda tylko, że nie jesteś jeszcze dobra w te klocki. – rzekł i zniknął w głębi dymu, a w jego miejscu pojawiła się kłoda. Sasuke nie wydawał się specjalnie zaskoczony.
Tym razem to Oyana poczuła chłód ostrego metalu drażniącego jej skórę u szyi.
Długo nie zwlekała. Wymierzyła uderzenie z łokcia w brzuch i szybko wywinęła się z śmiercionośnego uścisku. Stanęła obok Sasuke. Ich przeciwnik znów poprawił swoje okulary.
- Dobra, dosyć tego… ją zabiorę ze sobą, a ciebie Sasuke, zabiję… rozumiesz?!
Chłopak na te słowa tylko zaśmiał się cicho, co rozpoczęło starcie, Kabuto cisnął kunaiami w dziewczynę i chłopaka, Oyana nie miała tyle sił co on, nie wszystkie jej rany jeszcze się zagoiły. Zrobiła trzy uniki, lecz ból stał się zbyt nieznośny na czwarty unik. Kunai wymierzony w jej ramie trafił w Sasuke, który stanął przed nią i przyjął na siebie cios. Warknął tylko, chwycił się za lewe ramię gdzie ugrzęzło ostrze i szybkim ruchem pozbawił się go, powiększając przy tym krwawiącą ranę. Spojrzał na dziewczynę, która znalazła się już za usatysfakcjonowanym Kabuto.
- Oya, łap! – krzyknął i rzucił w jej stronę wyciągnięty z swojej ręki kunai. Dziewczyna wdzięcznie przechwyciła go i wbiła dość dogłębnie w ramie swojego przeciwnika.
- Ksou! – przeklną, gdy druga broń wbiła się w jego klatkę piersiową pozbawiając go przy tym tchu… - jeszcze mnie – zaczerpnął głęboko powietrza, niczym ryba bez wody – popamiętacie.
Skończył i zniknął.

piątek, 16 sierpnia 2013

Prolog.



Absolutna ciemność i cisza. W kącie słychać jedynie krople spływającej z niewiadomego źródła wody, która wdzięcznie dołącza do zapewne coraz obszerniejszej kałuży. Zapach mokrego kamienia dostaje się do nozdrzy dziewczyny siedzącej na kolanach pośrodku nicości.

- Oyana? – słyszy swoje imię, lecz nie wie skąd pochodzi głos.

- Czego chcesz?! – Odwarknęła zajadle i próbowała wstać na nogi, po raz kolejny nieskutecznie. Ból w każdej części ciała nie pozwalał jej się poruszać, a łańcuchy, którymi ktoś skrępował jej ręce, boleśnie wżynały się w nadgarstki. Dziewczyna zaczynała tracić nad nimi władze, ile to już godzin znajdują się nad jej głową? Nie potrafiła odpowiedzieć. Hamując nieustępliwe łzy, zagryzła boleśnie dolną wargę i zwiesiła głowę.

- Ciebie.

Na dźwięk zgrzytliwego głosu przeszedł ją dreszcz. Ignorując ból krzyknęła w ciemność:

- Już bardziej mieć mnie nie możesz! – na podkreślenie swoich słów poruszyła kajdanami, które nieprzyjemnie zabrzęczały, pozostawiając w pomieszczeniu dziwną aurę.

- Mylisz się, moja droga… mam Cię fizycznie, a ja pragnę czegoś więcej, czegoś bardziej dogłębnego…

- Jeśli sądzisz, że się w tobie zadłużę, to zapomnij, psie! Nie masz nawet jaj, by pokazać mi się na oczy, ukrywasz się jak totalny tchórz. Sądziłam, że stać na więcej człowieka, który kazał mnie tutaj zamknąć. – Oyana z trudnością hamowała gniew, chociaż wiedziała, że nie jest w stanie nic zrobić, jej bezsilność wprawiała ją w rozpacz, a najgorsze co mogła zrobić w takiej sytuacji to załamać się.

- Nie – po pomieszczeniu rozniósł się szyderczy śmiech – chcę twojej mocy.

- Jakiej mocy? Co ty chrzanisz? Nawet nie jestem Shinobim, głupi darmozjadzie. Skoro już wyjaśniliśmy sobie tę kwestę, możesz mnie stąd najzwyczajniej w świecie wypuścić! – znów zaczęła się szarpać z metalowym ustrojstwem. 

- Widocznie wiem więcej o tobie, niż ty sama, drogie dziecko. Jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś o swojej przeszłości, musisz zacząć współpracować …

- Bo inaczej znów mnie uderzysz i nawet nie znajdziesz w sobie krzty odwagi by patrzeć mi przy tym w oczy? Tak, znam już to. Jesteś plugawym, żałosnym śmieciem, bezczeszczącym te ziemie swoim cuchnącym odorem.

W stronę dziewczyny został wymierzony policzek, który przyjęła z cichym jękiem. W ustach poczuła metaliczny smak krwi i strasznie zapiekł ją policzek. Ile jeszcze zniesie?

- Mnie śmiesz nazywać plugawym śmieciem? Czy to ja od urodzenia krzątam się po ulicach żebrząc o jedzenie i jakiś marny psi gorsz? Czy to ja zabijam po to by móc przeżyć kolejny dzień? Tak słońce… słuchaj tego .. – Oyana zazwyczaj znosiła zniewagi z pokorą i spokojem, lecz tym razem jej krew wrzała – skoro twierdzisz, że nie masz mocy, to skąd umiejętność rzucania kunaiami, skąd umiesz walczyć?!

- Nic ci już nie powiem.  – wypowiedziała smutno w ciemność.

W jej dłoń wbił się kunai, a od ścian echem odbił się donośny krzyk. Krew spływała z jej ręki, wtapiając się w rytm kapiącej wody. Po policzkach Oyany stróżką spłynęły gorzkie łzy, usłyszała świst wyrzuconego shirukena i nim zdążyła wykonać unik, przeciął on dość dogłębnie jej policzek, kolejny pocisk wbił się w jej bok. Traciła coraz więcej krwi, powoli nie odczuwała bólu… wydawał się on jej dość zabawny. Uśmiechnęła się tracąc zmysły i siły, lecz postanowiła więcej nie prowokować oprawcy.

Znów zapadła nieprzyjemna cisza, do niej wtórował tylko dźwięki kropel brutalnie spotykających się z ziemią. Oyana, mimo że nic nie widziała, czuła jak jej oczy zachodzą mgłą… to już koniec, pomyślała. 

Do jej uszu dotarł dźwięk uderzenia, już chciała krzyknąć po raz kolejny na skutek piekącego i przeszywającego wskroś bólu, gdy dotarło do niej, że nic się jej nie stało. Uniosła głowę, chciała dojrzeć w ciemnościach co to było, jednak nic nie zobaczyła. Usłyszała dźwięk zapalnego światła, jednak nadal wokół niej panowała ciemność.

- Wierzę, że jesteś prawdomówną kobietą, jeśli chcesz się stąd wydostać musisz mi obiecać, że bez żadnych sztuczek udasz się ze mną do miejsca, którego nie znasz, żadnych zbędnych pytań, żadnych ucieczek do czasu, aż nie dotrzemy na miejsce, jasne?

Dziewczyna spoglądała w stronę wydobywającego się głosu, należał on do mężczyzny, niski ton przyprawił Oyane o dreszcze… nadal nie widziała swojego rozmówcy. Była bezsilna.

- Hai. – szepnęła słabo, zgodziła by się na wszystko byle już więcej nie czuć tego okropnego bólu.

- Nie ruszaj się – nakazał – może troszkę boleć.

W momencie wypowiadania ostatnich słów, dziewczynę przeszył okropny ból w boku, domyśliła się, że mężczyzna wyciągnął shurikena, który wbił się w jej talię. Skowyt który z siebie wydała przyprawił chłopaka o nieprzyjemny dreszcz. Nie wrzeszcz – pomyślał – nie zniosę krzyku kobiety.

Oyana poczuła dotyk z tyłu głowy i szybko uciekła od dziwnego ciepłego uczucia.

- Ciii…. – ukoił ją męski głos – chcę Ci pomóc.

Dziewczyna ujrzała światło, które ją oślepiło i na chwile przy mroczyło. Zakręciło jej się w głowie, minęło kilka chwil nim całkowicie doszła do siebie. Spojrzała przed siebie, znajdowała się w małym pokoju zbudowanego z kamienia. Na podłodze leżał jakiś mężczyzna w długich, czarnych włosach, które całkowicie zasłaniały mu twarz, spod kosmyków włosów, dojrzała tylko dziwny wężowaty, fioletowy język. Nad nim przykucnął, jak się domyśliła jej wybawca. Ciemnowłosy chłopak, o oczach tak czarnych, że mogłoby wydawać się, iż pochłonęły burzowe niebo. W ręce spoczywała czarna, szeroka wstążka, prawdopodobnie to ona przysłaniała jej oczy. Wyciągnął z kieszeni leżącego klucz i wolnym, spokojnym krokiem podszedł uwolnić dziewczynę z kajdan. Ta po odpięciu drugiego żelastwa, stoczyła się w jego ramiona, bezsilna, ale przytomna.

- Obiecaj, że będziesz mi posłuszna nim dotrzemy do celu… - Oyana półprzytomnym, ale błagalnym wzrokiem wykonała ledwie zauważalny gest głową wyrażający zgodę – ja obiecuję, ze nic ci nie zrobię.

Ciemnowłosa dziewczyna zdążyła tylko odwdzięczyć się uśmiechem i zemdlała w ramionach mężczyzny. Teraz jej się przyjrzał, delikatna twarz o bardzo ostrych rysach twarzy, nawet nieprzytomna wydawała się zdeterminowana. Spojrzał w miejsce, gdzie klęcząc spędziła kilka dni, kałuża krwi miała wielkość prawie 1,5 metra. Ile musiałaś się nacierpieć? – spytał się w myślach. Przewiesił bezwładne ciało dziewczyny na plecy i ruszył w stronę drzwi.